Alternatywne modele wiedzy– relacje
Tekst został opublikowany w katalogu towarzyszącym wystawie „Alternatywne modele wiedzy. Ple, ple.”
kuratorka: Ewelina Jarosz
zobacz prace:
Dolce Vita
Alternatywne modele wiedzy – relacje
Niezmiernie rzadko zdarza się, że ich nie zawieramy. Zazwyczaj pierwsze pamiętamy bardzo wyraźnie. Czasem jednak poddajemy je głębokiemu wyparciu. Kiedy tak się wydarzy, latami czujemy się źle, szukamy więc ich we wypomnieniach i snach. Odnalezione meandrują lub też drapieżnie rzucają się na nas i potrafią dowieść, że z zakamarków pamięci rządziły nami nieprzytomnie. Te notatki będą raczej o tych, które pamiętam.
Pani Czesia (Opszalska)
Wyraźnie widzę momenty kiedy chodzi po sali, energiczna i charakterystycznie przygarbiona lub te kojące, gdy zasypia przy biurku. Kilka razy przebierałam się za nią. Na linii włosów wiązałam kolorową chustkę, stroszyłam je i żałowałam że nie są w kolorze blond. Obowiązkowo zakładałam szeroką spódnicę i wzorzyste swetry. Niestety nie miałam podobnej torby. To był mały lekarski kufer w kolorze rdzy.
Nie cierpiałam, kiedy sadzała mnie przed stosem glinianych garnków, ustawionych w przemyślaną konstrukcję i nakazywała mi je odwzorować. Wymagała tonalnie nałożonych światłocieni, które miały wydobyć pękate formy naczyń. To były kompozycje w kolorze lamperii – ugry wstrętne i sjeny palone, do dziś mdli mnie na ich widok.
Zachowałam nagrodę, niewielkich rozmiarów książkę „Mała czarownica” z wpisem: "Uczennicy Aleksandrze Kubiak za zajęcie II miejsca w konkursie plastycznym „Gdybym był malarzem i pisarzem”, Olszyna dn. 20.05.87". Miałam 9 lat. Nie pamiętam pracy, za którą ją otrzymałam.
Pamiętam Panią Czesię i jej rozkoszne, powtarzające się pogonie za Krystiankiem i Mariuszkiem – klasowymi chuliganami. W dłoni trzymała wtedy głównego protagonistę porządku – drewniany, twardy wskaźnik. Jej witalność była różna od znanych nam, introwertycznych postaw nauczycieli, którzy dusili złość i wstawiali dwóje. Pani Czesia w trakcie wykładu na temat klasyków malarstwa wpadała w słowotok nad otwartym „Nie” Urbana. Nieustannie przeprowadzała analizę naszej kondycji, odporności i wytrzymałości na stres. Uczyła mnie w szkole podstawowej.
W liceum wpadałam do niej do domu, na fajki i kawę. Rozmawiałyśmy o sztuce i konsekwencjach trudnych decyzji – uczyłam się w liceum ekonomicznym. Kiedyś, w zimie, spotkałam ją pod domem. Była ubrana w czarne futro, na szyi miała czerwony szalik, a w dłoni czerwoną smycz. Wyprowadzała na spacer swoją czarną kotkę o męskim imieniu Maciek. Teraz kiedy słucham Fisza deklamującego wiersz o Inie i jej niebieskim kocie; wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego pt. „Ballada o trąbiącym poecie”; przypominam sobie Panią Czesię. W odróżnieniu od Iny nie potrzebowała kokainy, aby pulsować w rytm dzwonków na przerwę. Na pewno kochała amaranty i nie rozwiązane, tajemnicze historie. Kiedy zmarła, wspólnie z Anką, również jej uczennicą, wieczorami w Święto Zmarłych chodziłyśmy na cmentarz żeby w dymie papierosowym ukryć jej grób.
Pani Czesia studiowała w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Poznaniu. Obecnie uczelnia nosi nazwę Uniwersytetu Artystycznego, na którym ja robię doktorat. Zabrzmi banalnie, ale byłaby ze mnie dumna.
Estetyka relacyjna
Nicolas Bourriaud autor teorii estetycznej i książki „Estetyka Relacyjna” analizuje zwrot jaki w latach 90 XX wieku dokonał się w sztuce. Autor zauważa i interpretuje potrzebę wyrażoną przez artystów, którzy w swojej praktyce przenieśli punkt ciężkości z osobistego doświadczenia na budowanie, zmianę lub podtrzymanie relacji społecznych. Estetyka relacyjna to zbiór metod, które prowadzą do wytwarzania często efemerycznych znaków, form, działań modyfikujących rolę artystów, odbiorców jak i przestrzeni, która staje się negocjowanym polem doświadczenia i eksperymentu.
Zmienni
"Dolce Vita" to tytuł filmu Federico Feliniego. Dolce Vita to również nazwa kawiarnii w Zielonej Górze, która nie ma nic wspólnego z filmem. Obok wejścia do kawiarni lub w bramie na przeciwko, wiele razy widywałam starszego Pana. Siedział na wózku inwalidzkim i ze spokojem obserwował przechodniów. Tym, którzy zatrzymywali się aby wrzucić drobne do pojemnika, ustawionego na podnóżkach wózka, Pan kiwał głową i niewyraźnie, po cichu dziękował.
Moja babcia miała rozległy wylew, przez kilka lat przebywała w hospicjum w Lubaniu, odwiedzałam ją 2 razy w miesiącu, podróżowałam do niej z Zielonej Góry a później z Warszawy. Spędzałyśmy ze sobą 2, 3 dni; pomiędzy łóżkami chorych, niekontrolowanym śmiechem, krzykiem, opowieściami o dzieciństwie, otoczone zapachem chorych ciał. Wyglądałyśmy przez okno lub patrzyłyśmy na siebie, tuliłyśmy się i nasłuchiwałyśmy. Opowiadałam o sobie, sztuce, podróżach, znajomych. Babcia, ruchem głowy, przytakiwała lub zaprzeczała – po wylewie nie mogła mówić, co nie przeszkadzało jej czasem na mnie krzyczeć. Sama nie mogła się poruszać. W 2009 miesiąc po jej śmierci zachorowała Karolina Wiktor, moja partnerka z Grupy Sędzia Główny. Miała tętniaka mózgu a w konsekwencji udary mózgu. Nie mogłam uwierzyć w ten zbieg okoliczności, byłam skrajnie smutna i nie miałam siły żeby się zezłościć. Mogłam jednak, spędzając czas u Karoliny w szpitalu czy później odwiedzając ją w domu jej rodziców, wykorzystać wiedzę, którą nabyłam w relacji z chorą babcią.
Następstwem choroby jest długi proces edukacji ciała, psychiki, postrzegania. Edukacja to próba. Ciężko ją zdać na pięć. Najlepiej pięć na pół: pół dla chorego i drugie pół dla starającego się pomóc. Bo w relacji, którą determinuje choroba popełniamy błędy. Bliscy są nadopiekuńczy, zestresowani i depresyjni a chorzy: nieufni, niecierpliwi, czasem sakralizują chorobę.
Ciało
Niepełnosprawne ciało objawia się w dialektycznej strukturze wypowiedzi. Analizujemy jego pęknięcia i determinanty posługując się kategorią braku, wytwarzamy protezę narracyjną. Po jednej stronie występuje ciało pełne, które daje potencjał wyobrażeniowy, przez nie ważymy brak. Jednakże ciało pełnosprawne i ciało niepełnosprawne mają możliwość stanowienia dla siebie lustra.
Kategoria performatywności pozwala na spojrzenie na różnorodne formy ograniczeń własnych i poszerzenie dyskursu na temat ciała. Stosując metodę performatywności możemy przekonać się, że tylko ciało nie zakończone, pęknięte, będące w procesie stanowi metaforę ciągłego stawania się, bycia pomiędzy utartymi wyobrażeniami, reprezentacjami i narracjami. I tu ciało niepełnosprawne ukazuje swój rewolucyjny potencjał dla myślenia o normalnej cielesności, która boleśnie wiąże nas z ciągłą opresją wyglądu, ładu czy zachowań.
(więcej na ten temat w: Kultura Współczesna, numer 3 (78)/2013;
Maja Brzozowska-Brywczyńska „O performatywności ciał osobliwych”, s 77–87)
Na początku 2011, w zimie, podeszłam do starszego Pana siedzącego na wózku stojącego na przeciwko kawiarni Dolce Vita. Przedstawialiśmy się sobie a ja zaproponowałam wspólna kawę. Pan Henryk był zaskoczony zainteresowaniem z mojej strony, ale najbardziej zdziwione były dziewczyny pracujące w kawiarni, które codziennie obserwowały starszego Pana, a w tym dniu po raz pierwszy podały mu kawę. Rozmawialiśmy. Pytałam dlaczego żebrze i kiedy stracił nogi, gdzie mieszka, czy ktoś mu pomaga? A na koniec czy chciałby ze mną współpracować. Chciałam żebyśmy nauczyli się tańczyć.
Naszą instruktorką tańca została Pani Maria Jałocha, kuratorką projektu Marta Gendera. Pani Maria jest doświadczoną tancerką, pedagożką, prowadzi zespół, w którym układy choreograficzne wykonuje kilkanaście osób na wózkach. W trakcie pierwszej lekcji, która prowadziła dla nas wymiękłam – chciałam zrezygnować. Stanęłam przed obcym facetem, chorym, niedołężnym i zaniedbanym. Byłam zdruzgotana tym, że odczuwam dystans, odrzucenie i tym jak szybko moje doświadczenie i wiedza nabyta w poprzednich relacjach w tej tracą swoją użyteczność.
To doświadczenie było inne. Nacechowane wstydem przed obcym mężczyzną i jego grą pomiędzy wykreowanym światem, w którym był kochającym dziadkiem, mieszkającym w domu dostosowanym do wymagań niepełnosprawnego i tym Panem Henrykiem, który pobierał ze mną lekcje: smutnym, odrzucającym pomoc, żebrakiem z ulicy Kupieckiej. Wiedza Pani Marii pozwoliła na kontynuację projektu i zamknięcie go w formie 20 minutowego wideo pt.: „Dolce Vita”.
Tak o naszym spotkaniu napisała kuratorka projektu Marta Gendera: "Tango wymaga harmonii dwóch obcych sobie ciał, zrozumienia, akceptacji i ’nauczenia się’ drugiej osoby. Ich współbrzmienie zostało zakłócone brakiem komunikacji, dystansem fizycznym i emocjonalnym. Taniec stał się metaforą stosunków międzyludzkich, pełnych niezgrabnych gestów, wstydu i nieśmiałości, towarzyszących pierwszym spotkaniom. Także problem niepełnosprawności jednego z partnerów schodzi na dalszy plan, gdy oboje stają wobec swojej fizycznej niemocy. Rolę mediatorki pomiędzy bohaterami przejęła instruktorka tańca, która podczas ćwiczeń, z pełnym zrozumieniem, próbowała dobrać parze choreografię, odpowiadającą historii ich znajomości. ”
W Dolce Vita, w szpitalu u babci, odwiedzając Karolinę byłam obserwatorem ale byłam również w procesie, we mnie także następowały zmiany.
Wiedze ustytuowane
Donna Haraway, biolożka i historyczka nauki w tekście „Wiedze usytuowane. Kwestia nauki w feminizmie i przywilej ograniczonej/częściowej perspektywy” analizuje schematy jakie towarzyszyły narastaniu wiedzy, zadaje pytania o to, kto mógł brać udział w jej tworzeniu oraz odnosi się do twierdzenia o niezależnym, skromnym świadku. Przymiotnik ten określał badacza, który w celu obiektywizacji wiedzy stawał się przeźroczysty dla obserwowanego procesu. Jego status społeczny, przekonania, również te polityczne czy klasowość nie mogły mieć wpływu na wynik badań (paradoksalnie to przynależność do wybranej, klasy, dawała możliwość zajmowania się nauką). W takim procesie powstawała wiedza wyabstrahowana, którą Haraway nazywa „boskim trikiem”, służąca umacnianiu władzy.
Do grona badaczy nie mogli należeć biedni, osoby pochodzące z nieuprzywilejowanej klasy czy też kobiety, które utożsamiano z emocjonalnością i cielesnością, co nasuwało podejrzenie o brak ich skromności. Tak podana wiedza nie mogła zawierać w sobie wartości emancypacyjnych, ważnych nie tylko z punktu widzenia feminizmu. Brak analizy uwarunkowań społecznych, ekonomicznych czy politycznych powodował umacnianie rozwarstwienia i przekonań wykluczających całe grupy społeczne.
Postulując teorie wiedzy usytuowanej Haraway zwraca się w stronę wypowiedzi, która przedstawia ale i konstruuje, zawiera w sobie konkretne dane na temat miejsca, punkt widzenia podmiotu badającego ale też analizę samego momentu obserwacji: "W feministycznej idei obiektywności akceptujemy to, że jako ludzie jesteśmy zdolni do prowadzenia obserwacji jedynie z określonego punktu widzenia i za pomocą określonych narzędzi (semiotycznych czy technologiczno-materialnych), które współkonstruują obiekt badawczy. Nasza perspektywa nigdy nie jest całościowa, a w efekcie wchodzenia podmiotu poznawczego z przedmiotem badanym w określoną interakcję, powstaje nie tylko wiedza, ale przekształcony podmiot poznający i badany przez niego przedmiot, które nie są dane nigdy w skończonej postaci."
(więcej na ten temat w: http: //etyka. uw. edu. pl/wp-content/uploads/2013/6/45scrd/10-Derra-od-skromnego-swiadka-do-wiedzy.pdf dostęp z dnia 10.10.2014, Aleksandra Derra „Od skromnego świadka do wiedzy usytuowanej. O pożytkach z feministycznych badań nad nauką i technologią”)
↑
Alternatywne modele wiedzy– relacje
Tekst został opublikowany w katalogu towarzyszącym wystawie „Alternatywne modele wiedzy. Ple, ple.”
kuratorka: Ewelina Jarosz
zobacz prace:
Dolce Vita
Alternatywne modele wiedzy – relacje
Niezmiernie rzadko zdarza się, że ich nie zawieramy. Zazwyczaj pierwsze pamiętamy bardzo wyraźnie. Czasem jednak poddajemy je głębokiemu wyparciu. Kiedy tak się wydarzy, latami czujemy się źle, szukamy więc ich we wypomnieniach i snach. Odnalezione meandrują lub też drapieżnie rzucają się na nas i potrafią dowieść, że z zakamarków pamięci rządziły nami nieprzytomnie. Te notatki będą raczej o tych, które pamiętam.
Pani Czesia (Opszalska)
Wyraźnie widzę momenty kiedy chodzi po sali, energiczna i charakterystycznie przygarbiona lub te kojące, gdy zasypia przy biurku. Kilka razy przebierałam się za nią. Na linii włosów wiązałam kolorową chustkę, stroszyłam je i żałowałam że nie są w kolorze blond. Obowiązkowo zakładałam szeroką spódnicę i wzorzyste swetry. Niestety nie miałam podobnej torby. To był mały lekarski kufer w kolorze rdzy.
Nie cierpiałam, kiedy sadzała mnie przed stosem glinianych garnków, ustawionych w przemyślaną konstrukcję i nakazywała mi je odwzorować. Wymagała tonalnie nałożonych światłocieni, które miały wydobyć pękate formy naczyń. To były kompozycje w kolorze lamperii – ugry wstrętne i sjeny palone, do dziś mdli mnie na ich widok.
Zachowałam nagrodę, niewielkich rozmiarów książkę „Mała czarownica” z wpisem: "Uczennicy Aleksandrze Kubiak za zajęcie II miejsca w konkursie plastycznym „Gdybym był malarzem i pisarzem”, Olszyna dn. 20.05.87". Miałam 9 lat. Nie pamiętam pracy, za którą ją otrzymałam.
Pamiętam Panią Czesię i jej rozkoszne, powtarzające się pogonie za Krystiankiem i Mariuszkiem – klasowymi chuliganami. W dłoni trzymała wtedy głównego protagonistę porządku – drewniany, twardy wskaźnik. Jej witalność była różna od znanych nam, introwertycznych postaw nauczycieli, którzy dusili złość i wstawiali dwóje. Pani Czesia w trakcie wykładu na temat klasyków malarstwa wpadała w słowotok nad otwartym „Nie” Urbana. Nieustannie przeprowadzała analizę naszej kondycji, odporności i wytrzymałości na stres. Uczyła mnie w szkole podstawowej.
W liceum wpadałam do niej do domu, na fajki i kawę. Rozmawiałyśmy o sztuce i konsekwencjach trudnych decyzji – uczyłam się w liceum ekonomicznym. Kiedyś, w zimie, spotkałam ją pod domem. Była ubrana w czarne futro, na szyi miała czerwony szalik, a w dłoni czerwoną smycz. Wyprowadzała na spacer swoją czarną kotkę o męskim imieniu Maciek. Teraz kiedy słucham Fisza deklamującego wiersz o Inie i jej niebieskim kocie; wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego pt. „Ballada o trąbiącym poecie”; przypominam sobie Panią Czesię. W odróżnieniu od Iny nie potrzebowała kokainy, aby pulsować w rytm dzwonków na przerwę. Na pewno kochała amaranty i nie rozwiązane, tajemnicze historie. Kiedy zmarła, wspólnie z Anką, również jej uczennicą, wieczorami w Święto Zmarłych chodziłyśmy na cmentarz żeby w dymie papierosowym ukryć jej grób.
Pani Czesia studiowała w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Poznaniu. Obecnie uczelnia nosi nazwę Uniwersytetu Artystycznego, na którym ja robię doktorat. Zabrzmi banalnie, ale byłaby ze mnie dumna.
Estetyka relacyjna
Nicolas Bourriaud autor teorii estetycznej i książki „Estetyka Relacyjna” analizuje zwrot jaki w latach 90 XX wieku dokonał się w sztuce. Autor zauważa i interpretuje potrzebę wyrażoną przez artystów, którzy w swojej praktyce przenieśli punkt ciężkości z osobistego doświadczenia na budowanie, zmianę lub podtrzymanie relacji społecznych. Estetyka relacyjna to zbiór metod, które prowadzą do wytwarzania często efemerycznych znaków, form, działań modyfikujących rolę artystów, odbiorców jak i przestrzeni, która staje się negocjowanym polem doświadczenia i eksperymentu.
Zmienni
"Dolce Vita" to tytuł filmu Federico Feliniego. Dolce Vita to również nazwa kawiarnii w Zielonej Górze, która nie ma nic wspólnego z filmem. Obok wejścia do kawiarni lub w bramie na przeciwko, wiele razy widywałam starszego Pana. Siedział na wózku inwalidzkim i ze spokojem obserwował przechodniów. Tym, którzy zatrzymywali się aby wrzucić drobne do pojemnika, ustawionego na podnóżkach wózka, Pan kiwał głową i niewyraźnie, po cichu dziękował.
Moja babcia miała rozległy wylew, przez kilka lat przebywała w hospicjum w Lubaniu, odwiedzałam ją 2 razy w miesiącu, podróżowałam do niej z Zielonej Góry a później z Warszawy. Spędzałyśmy ze sobą 2, 3 dni; pomiędzy łóżkami chorych, niekontrolowanym śmiechem, krzykiem, opowieściami o dzieciństwie, otoczone zapachem chorych ciał. Wyglądałyśmy przez okno lub patrzyłyśmy na siebie, tuliłyśmy się i nasłuchiwałyśmy. Opowiadałam o sobie, sztuce, podróżach, znajomych. Babcia, ruchem głowy, przytakiwała lub zaprzeczała – po wylewie nie mogła mówić, co nie przeszkadzało jej czasem na mnie krzyczeć. Sama nie mogła się poruszać. W 2009 miesiąc po jej śmierci zachorowała Karolina Wiktor, moja partnerka z Grupy Sędzia Główny. Miała tętniaka mózgu a w konsekwencji udary mózgu. Nie mogłam uwierzyć w ten zbieg okoliczności, byłam skrajnie smutna i nie miałam siły żeby się zezłościć. Mogłam jednak, spędzając czas u Karoliny w szpitalu czy później odwiedzając ją w domu jej rodziców, wykorzystać wiedzę, którą nabyłam w relacji z chorą babcią.
Następstwem choroby jest długi proces edukacji ciała, psychiki, postrzegania. Edukacja to próba. Ciężko ją zdać na pięć. Najlepiej pięć na pół: pół dla chorego i drugie pół dla starającego się pomóc. Bo w relacji, którą determinuje choroba popełniamy błędy. Bliscy są nadopiekuńczy, zestresowani i depresyjni a chorzy: nieufni, niecierpliwi, czasem sakralizują chorobę.
Ciało
Niepełnosprawne ciało objawia się w dialektycznej strukturze wypowiedzi. Analizujemy jego pęknięcia i determinanty posługując się kategorią braku, wytwarzamy protezę narracyjną. Po jednej stronie występuje ciało pełne, które daje potencjał wyobrażeniowy, przez nie ważymy brak. Jednakże ciało pełnosprawne i ciało niepełnosprawne mają możliwość stanowienia dla siebie lustra.
Kategoria performatywności pozwala na spojrzenie na różnorodne formy ograniczeń własnych i poszerzenie dyskursu na temat ciała. Stosując metodę performatywności możemy przekonać się, że tylko ciało nie zakończone, pęknięte, będące w procesie stanowi metaforę ciągłego stawania się, bycia pomiędzy utartymi wyobrażeniami, reprezentacjami i narracjami. I tu ciało niepełnosprawne ukazuje swój rewolucyjny potencjał dla myślenia o normalnej cielesności, która boleśnie wiąże nas z ciągłą opresją wyglądu, ładu czy zachowań.
(więcej na ten temat w: Kultura Współczesna, numer 3 (78)/2013;
Maja Brzozowska-Brywczyńska „O performatywności ciał osobliwych”, s 77–87)
Na początku 2011, w zimie, podeszłam do starszego Pana siedzącego na wózku stojącego na przeciwko kawiarni Dolce Vita. Przedstawialiśmy się sobie a ja zaproponowałam wspólna kawę. Pan Henryk był zaskoczony zainteresowaniem z mojej strony, ale najbardziej zdziwione były dziewczyny pracujące w kawiarni, które codziennie obserwowały starszego Pana, a w tym dniu po raz pierwszy podały mu kawę. Rozmawialiśmy. Pytałam dlaczego żebrze i kiedy stracił nogi, gdzie mieszka, czy ktoś mu pomaga? A na koniec czy chciałby ze mną współpracować. Chciałam żebyśmy nauczyli się tańczyć.
Naszą instruktorką tańca została Pani Maria Jałocha, kuratorką projektu Marta Gendera. Pani Maria jest doświadczoną tancerką, pedagożką, prowadzi zespół, w którym układy choreograficzne wykonuje kilkanaście osób na wózkach. W trakcie pierwszej lekcji, która prowadziła dla nas wymiękłam – chciałam zrezygnować. Stanęłam przed obcym facetem, chorym, niedołężnym i zaniedbanym. Byłam zdruzgotana tym, że odczuwam dystans, odrzucenie i tym jak szybko moje doświadczenie i wiedza nabyta w poprzednich relacjach w tej tracą swoją użyteczność.
To doświadczenie było inne. Nacechowane wstydem przed obcym mężczyzną i jego grą pomiędzy wykreowanym światem, w którym był kochającym dziadkiem, mieszkającym w domu dostosowanym do wymagań niepełnosprawnego i tym Panem Henrykiem, który pobierał ze mną lekcje: smutnym, odrzucającym pomoc, żebrakiem z ulicy Kupieckiej. Wiedza Pani Marii pozwoliła na kontynuację projektu i zamknięcie go w formie 20 minutowego wideo pt.: „Dolce Vita”.
Tak o naszym spotkaniu napisała kuratorka projektu Marta Gendera: "Tango wymaga harmonii dwóch obcych sobie ciał, zrozumienia, akceptacji i ’nauczenia się’ drugiej osoby. Ich współbrzmienie zostało zakłócone brakiem komunikacji, dystansem fizycznym i emocjonalnym. Taniec stał się metaforą stosunków międzyludzkich, pełnych niezgrabnych gestów, wstydu i nieśmiałości, towarzyszących pierwszym spotkaniom. Także problem niepełnosprawności jednego z partnerów schodzi na dalszy plan, gdy oboje stają wobec swojej fizycznej niemocy. Rolę mediatorki pomiędzy bohaterami przejęła instruktorka tańca, która podczas ćwiczeń, z pełnym zrozumieniem, próbowała dobrać parze choreografię, odpowiadającą historii ich znajomości. ”
W Dolce Vita, w szpitalu u babci, odwiedzając Karolinę byłam obserwatorem ale byłam również w procesie, we mnie także następowały zmiany.
Wiedze ustytuowane
Donna Haraway, biolożka i historyczka nauki w tekście „Wiedze usytuowane. Kwestia nauki w feminizmie i przywilej ograniczonej/częściowej perspektywy” analizuje schematy jakie towarzyszyły narastaniu wiedzy, zadaje pytania o to, kto mógł brać udział w jej tworzeniu oraz odnosi się do twierdzenia o niezależnym, skromnym świadku. Przymiotnik ten określał badacza, który w celu obiektywizacji wiedzy stawał się przeźroczysty dla obserwowanego procesu. Jego status społeczny, przekonania, również te polityczne czy klasowość nie mogły mieć wpływu na wynik badań (paradoksalnie to przynależność do wybranej, klasy, dawała możliwość zajmowania się nauką). W takim procesie powstawała wiedza wyabstrahowana, którą Haraway nazywa „boskim trikiem”, służąca umacnianiu władzy.
Do grona badaczy nie mogli należeć biedni, osoby pochodzące z nieuprzywilejowanej klasy czy też kobiety, które utożsamiano z emocjonalnością i cielesnością, co nasuwało podejrzenie o brak ich skromności. Tak podana wiedza nie mogła zawierać w sobie wartości emancypacyjnych, ważnych nie tylko z punktu widzenia feminizmu. Brak analizy uwarunkowań społecznych, ekonomicznych czy politycznych powodował umacnianie rozwarstwienia i przekonań wykluczających całe grupy społeczne.
Postulując teorie wiedzy usytuowanej Haraway zwraca się w stronę wypowiedzi, która przedstawia ale i konstruuje, zawiera w sobie konkretne dane na temat miejsca, punkt widzenia podmiotu badającego ale też analizę samego momentu obserwacji: "W feministycznej idei obiektywności akceptujemy to, że jako ludzie jesteśmy zdolni do prowadzenia obserwacji jedynie z określonego punktu widzenia i za pomocą określonych narzędzi (semiotycznych czy technologiczno-materialnych), które współkonstruują obiekt badawczy. Nasza perspektywa nigdy nie jest całościowa, a w efekcie wchodzenia podmiotu poznawczego z przedmiotem badanym w określoną interakcję, powstaje nie tylko wiedza, ale przekształcony podmiot poznający i badany przez niego przedmiot, które nie są dane nigdy w skończonej postaci."
(więcej na ten temat w: http://etyka.uw.edu.pl/wp-content/uploads/2013/6/45scrd/10-Derra-od-skromnego-swiadka-do-wiedzy.pdf dostęp z dnia 10.10.2014, Aleksandra Derra „Od skromnego świadka do wiedzy usytuowanej. O pożytkach z feministycznych badań nad nauką i technologią”)
↑
© Aleksandra Kubiak 2024
hey@aleksandrakubiak.com
Design & Development